Tematy II i III etapu XLV OLiJP (2014/15)

XLV OLIMPIADA LITERATURY I JĘZYKA POLSKIEGO

 ZAWODY OKRĘGOWE (II STOPNIA), 14 LUTEGO 2015 ROKU

 

TEMATY

 

ROZPRAWKI:

1. „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest…” (Jan Kochanowski, Tren X). Motywy eschatologiczne w polskiej literaturze dawnej (do końca XVIII wieku).

 

2. Dwie wizje życia w literaturze polskiej: człowiek w świecie przyrody i człowiek w świecie cywilizacji.

 

3. Porównaj budowę wybranego utworu narracyjnego, który uważasz za nowoczesny, z budową dowolnej powieści, którą uważasz za tradycyjną. Zestawienia mogą obejmować utwory z literatury polskiej i obcej. Jakie znaczenie dla zawartego w dziele obrazu świata ma jego poetyka?

 

4. „bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny

w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy”

Zbigniew Herbert, Przesłanie Pana Cogito

 

Odwaga jako temat i problem podejmowany w literaturze. Ukaż przejawy i motywacje różnych form odwagi, odwołując się do wybranych dzieł literackich. Uwzględnij kontekst społeczny, polityczny, historyczny omawianych czynów i stanowisk.

 

INTERPRETACJE:

1. Zinterpretuj portret („charakter”) Zofii Nałkowskiej, Błażej albo człowiek bezbronny, porównując jej sposób prezentowania doświadczenia wojennego z innymi ujęciami.

 

2. Zinterpretuj wiersz Mirona Białoszewskiego Sklep otwarty, uwzględniając autokomentarz pisarza na temat własnej techniki poetyckiej.

 

3. Zinterpretuj wiersz Urszuli Kozioł Lament, sytuując ten utwór na tle tradycji literackiej.

 

4. Zinterpretuj wiersz Dzikie królestwo Piotra Szewca, sytuując go w kontekście innych utworów dawnych i współczesnych, podejmujących problem przemijania i pamięci o przemijającym.

 

TEATR:

1. Oceń wpływ teatru Jerzego Grotowskiego na późniejszy teatr polski.

2. Filmowe rejestracje spektakli – między dokumentem a dziełem sztuki.

3. Strategie wykorzystywania kultury popularnej we współczesnym teatrze.

 

 

Miron Białoszewski

Sklep otwarty

 

Wciąga ludzi i wyciąga

Śliskie uniki.

Słychać. Słychać

Te ukosy

I „uu”.

 

Ludzka materia gruba,

Wielotorbowa.

 

Na swoją skalę.

 

Duch cienki

A płaski.

 

Dlatego ciąg od i doskonaleń

W obie strony.

                        (z tomu: Wiersze wybrane i dobrane, Warszawa 1980)

 

czwartek

Moje ostatnie wiersze.

Chodzi o to, żeby miały luz, nie zapychały nic odbiorcy – ale żeby były ścisłe, w siatce konieczności.

Żeby nie przenosić sytuacji w co innego, w coś wtórnego. Ani nie robić rusztowań z obcych przedmiotów, niewchodzących w grę bezpośrednio (chyba że coś ważnego z przypomnienia na tę okoliczność). Więc gospodarować zastanym (przy mnie i we mnie), bo i nie dodawać nic do swojego stanu.

Starać się schwytać w tej kolejności i na gorąco.

Napięcia (powód wiersza).

Ja – sytuacja.

Przestawianie, „ulepszanie” (przechytrzanie) mści się. Jednak trzeba wydłubywać niepotrzebnostki, wiązania niekonieczne, zdaniowatości, które zwalniają tempo.

Ma być często jeden skręt (jedno skręcenie, jak bielizny w wyżęciu).

Zauważyłem, że kiedy mi nie rośnie wiersz, a tylko kolejność i już tracę pewność, czy był powód – bo nieraz wystarczy jeden większy element, nieraz kilka elementów prowadzących do zadziałania razem na końcu – kiedy więc w tym ciągu dalszym, końcowym nagle zjawi się coś wizyjniejszego i ja staram się tym skręcić ostatecznie wiersz, ukręcić, a nie wiem ostatecznie co, jak, nagle okręca mi się to słowami w dużą sprężynę, monumentalnieje. A więc złapałem to konieczne. Albo wypuściłem, bo dostałem skrzydeł.

                        (Miron Białoszewski, Tajny dziennik, Warszawa 2012)  

 

Urszula Kozioł

Lament

 

Pod popiołem pod wulkanem

serce żywcem pogrzebane

czarny popiół nalot biały

już i wargi skamieniały

pod popiołem pod wulkanem

słowa się zmieniają w kamień

 

była wielka miłość była

lecz się w kamień obróciła

leży żywcem pogrzebana

skamieniała w sercu rana

czego tknę się

na co spojrzę

już mi niczym kamień ciąży

i mówienie i milczenie

w zimny kamień się przemienia

krater tufy popiół lawa

skamieniała u stóp trawa

i nade mną nieba skrawek

już się w kamień zmienił prawie

co ci uczyniłam świecie

że mnie zimnym głazem gnieciesz

z jakże trwożnym serca drżeniem

ukochany mój kochany

rozglądam się za twym cieniem

stań się sennym przywidzeniem

gdy nie zdołam swym ramieniem

niechże dotknę cię oczami

niech przygarnę cię patrzeniem

 

Świecie świecie

                                   Tego cienia

ty mi w kamień nie przemieniaj

raczej zabierz łzy i pamięć

lecz nie zmieniaj cienia w kamień

 

ten kto samotnie gdzieś płacze

niech przyjdzie zapłakać ze mną

ten który kogoś utracił

niech płacze także nade mną

                                               (z tomu: Klangor, Kraków 2014)

 

Piotr Szewc

Dzikie królestwo

 

Sierpniowy żar spływa po papie brzoza drży wokół młode

osiki śmigają sponad zielska wychylają się rozczochrane

głowy floksów rozzłościłem ptaszka bo wszedłem do jego

dzikiego królestwa wstrzymuję oddech po dawnych piwoniach

ani śladu ścieżki zarosły zapada się studnia w domu cisza nawet

podłoga nie skrzypi zobacz łuszczy się wapno na suficie kładłaś je

pędzlem z prosa tylko dotknąć a sypią się warstwy lata godziny

radości choroby narodziny umierania wszystko oddala się milknie

jak pianie kogutów pod oknem

 

sierpień 2012

                                   (z tomu: Cienka szyba, Kraków 2014)

 

Zofia Nałkowska

Błażej albo człowiek bezbronny

 

Błażej wolny jest od wielu trosk codziennych. Myśli jego nie zaprząta pytanie, jakie ma kupić rękawiczki, które na dzień dzisiejszy wziąć spodnie, jakie nałożyć obuwie. Błażej nie nosi nawet kapelusza – zgodnie ze wskazaniami obecnej mody, zalecającej w porze letniej chodzenie z odkrytą głową.

Patrząc na jego rozumną i ładną twarz, słysząc jego młodzieńczy głos, przechodnie ze zgrozą i zachwytem myślą, kim był i jaki musiał być przed wojną.

Błażej jest pośród nas. Ludzie przechodzą koło niego Linią AB, brzegiem Starego Rynku krakowskiego, widzą niepojętą jego sylwetkę na jednym z placów Pragi, przystają obok jego wózka przy zbiegu jednej z przecznic ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Twarz Błażeja wystaje niewysoko ponad krawędź tego wózka. Pozbawiony jest bowiem obu nóg, prawej i lewej, pozbawiony jest także prawej i lewej ręki. To, co zostało, stanowi niewiele, a przecież pozwala mu żyć. To, co zostało, jak fragment rzeźby starożytnej, jest piękne.

Jak gdyby wszystkiego, co tu mówimy, nie było jeszcze dosyć, Błażej przyciąga ku sobie uwagę ludzi, bliźnich swoich, dźwiękami cichej i szczególnej muzyki. Do brzegu wózka przymocowaną ma na pionowym drucie małą, ustną harmonikę w ten sposób, że sięga do poziomu jego warg, co pozwala mu bez wysiłku grać na niej dawne, wojskowe piosenki.

Błażej pięknymi, ludzkimi oczami spogląda żywo w oczy ludzi, bliźnich swoich, podchodzących doń i zatrzymujących się przy wózku. I mocnym, ludzkim głosem mówi: „dziękuję panu” albo: „dziękuję pani”. Dawniej kładziono pieniądze obok niego na deskach wózka, ostatnio można je wkładać do umyślnie postawionej tam drewnianej skarbonki.

Błażej mówi z uśmiechem, że jeździ tak po różnych miastach, ale rodzinę ma w Poznaniu i tam też zawsze powraca. I uśmiechając się pokazuje białe, zdrowe zęby.

Ludzi podobnych do Błażeja jest wielu, ale taki, jak on, jest tylko jeden. Można poświęcić dużo czasu, by o nim myśleć. O nim i o jego takim losie.

                 (Zofia Nałkowska, Charaktery dawne i ostatnie, Warszawa 1948)

 

 

 

 

XLV OLIMPIADA LITERATURY I JĘZYKA POLSKIEGO

ZAWODY OGÓLNOPOLSKIE (III STOPNIA), 2015 ROK

TEMATY

 

 

 

ROZPRAWKI:       

  1. Funkcje śmiechu w kulturze – jego literackie manifestacje w twórczości pisarzy różnych epok. Omów ten problem na podstawie wybranych przykładów z literatury polskiej i obcej.
  2. Renesans powieści historycznej. Co różni jej współczesną odmianę (Rylski, Dehnel, Tokarczuk) od wzorów dawnych (Kraszewski, Sienkiewicz, Żeromski)?
  3. „Autobiografia jest jak senne marzenia, w których pamięć i wyobraźnia się przenikają”.

(Patrick Modiano)

Co sądzisz o opinii zeszłorocznego noblisty na temat autobiografii? Przedstaw swój pogląd, odwołując się do znanych Ci dawnych i współczesnych relacji autobiograficznych pisarzy i artystów.

  1. „Czyż nie istniejemy dzięki temu,

co nas różni,

dzięki odwadze różnienia się.”

(Julia Hartwig, Sekrety, z tomu Gorzkie żale)

Omów stosunek do zróżnicowania i inności (ludzi, społeczności, narodów) i sposoby ich przedstawiania w utworach literackich dawnych i współczesnych.

  1. Poezja polska po odejściu Wielkiej Trójki (Miłosz, Szymborska, Różewicz). Kto − Twoim zdaniem − przejął lub przejmie po nich lutnię?

 

INTERPRETACJE:

 

  1. Dokonaj analizy porównawczej utworów: Wacław Potocki, Pieśń albo Tren XXXVIII. Fortuna wodą, natura żelazem  i Radosław Kobierski, Vanitas II.
  2. Dokonaj analizy porównawczej utworów: Czesław Miłosz, Obłoki i Wisława Szymborska, Chmury.
  3. Dokonaj analizy porównawczej utworów: Jan Kott, U Mickiewicza i Czesław Miłosz, Ależ tak, pamiętam.

 

TEATR:

 

  1. Teatr jako narzędzie dyskusji o historii – wskaż i omów przykłady tematów historycznych w polskim teatrze XX i XXI wieku.
  2. Szok, skandal, prowokacja – omów na wybranych przykładach strategie komunikacyjne scena-widownia we współczesnym teatrze, uwzględniając antecedencje.
  3. Koncepcje nowego teatru zawarte w dramacie XX i XXI wieku.
  4. Polski dramat i teatr epicki w XXI wieku.

 

Wacław Potocki (1621-1696)

Pieśń albo Tren XXXVIII

Fortuna wodą, natura żelazem

 

            Pornaż katu Fortuna! Dosyć od natury

                    licha w rzeczach śmiertelnych, dosyć mamy dziury.

            Niemasz, niemasz na świecie nic takiego, co by

                    trwać miało – same śmierci tylko a choroby.

5          Wszytko do swego końca skrytem wrogiem jedzie;

                    cieszysz się – ogień składasz na wodzie, na ledzie.

            Ledwo twoja płomieniem pocznie gorzeć kłoda,

                    aż swym ze światłem gaśnie, aż na spodku woda

            łez rzewliwych. Smutek ci zabiega od spasi,

10                    smutek niespodziewany twoje światło gasi.

            Budujesz co na tymże ledzie nieroztropnie –

                    śliźnie się albo tonie, skoro lód roztopnie.

            Inszego, wywróć głową wszytek świat do szczętu,

                    rzeczom śmiertelnym nie ma ziemia fundamentu;

15        choć się coś zda na pozór, i pomyślić szkoda:

                    wszędy lód, wszędy śmierć ma przystęp i przygoda.

            Okrutnemi Fortuna razami nas maca,

                    lecz często, co dziś wzięła, często z zyskiem wraca.

            Często ten, co dziś serce srogiem żalem skrwawił,

20                    wieczór albo nazajutrz szczęściu błogosławił.

            Żelazna, nieużyta natura zaś, co tu

                    wzięła komu, prozno się spodziewa powrotu.

            Nie płużą w jej koniecznych regiestrach przepłochy;

                    tak męczenniki, jako Fortuny pieszczochy

25        jednym palcem skazuje i jakoby z wora

                    pełną garścią od rana sieje do wieczora.

            Co się kolwiek nawinie, wszytko w ziemię garnie,

                    nie ma czasu, respektu, nie ma braku w ziarnie,

            lecz kędykolwiek ostrem toporem zasięże,

30                równo stary dąb z młodą latoroślą lęże.

            Wszędy odmianie, wszędy śmierci dała władzą,

                    o cokolwiek słoneczne promienie zawadzą.

            We mnie, jeśli-ć przykładu trzeba, niedaleki:

                    jeszcze mokre z rzewnych łez nie oschną powieki,

35        którymi z serca troskę straconego syna

                    spłokuję, aż mnie insza dochodzi nowina –

            że ona córka, która wszytkie moje żale

                    śmierzyła, leży w srogiej maligny opale.

            Acz doktor dobrze tuszy, lecz matka nieboga

40                niskąd zgoła pomocy nie widzi prócz Boga.

            Powiedz, kochana żono, powiedz, smutna matko,

                    co-ć wróży, bowiem prorok-serce myli rzadko.

            Ratuj, o miłosierny Boże, w takiej cieśni!

                    Czy nim tenor płaczliwych skończę moich pieśni,

45        na nową się zanosi łez mych oczu zbiórkę,

                    grzebąc za bratem siostrę i za synem córkę?

            Ratuj, o miłosierny, ratuj, dobry Boże,

                    wszak to należy Tobie, gdzie człowiek nie może!

            Ratuj, albo wprzód zamkni rodzicielskie oczy,

50                przez krew, którą na krzyżu drogi Twój Syn broczy.

 

w. 1 Pornaż katu                    –          do kata z fortuną.

w. 6 (i w. 11) na ledzie           –          na lodzie

w. 9 zabiega od spasi             –          miesza szyki

w. 23 Nie płużą                      –          nie sprzyjają, nie przynoszą korzyści

            w... regiestrach           –          rejestrach, spisach

            przepłochy                  –          luki, braki

w. 28 respektu                        –          oglądania się na coś, względu na coś

            nie ma braku              –          nie brakuje jej ziarna

w. 29 zasięże                          –          sięgnie, dosięgnie

w. 30 lęże                               –          powala

w. 37 ona                               –          ta

w. 38 śmierzyła                      –          uspokajała, uśmierzała

            leży w srogie maligny opale   – leży w gorączce

w. 39 dobrze tuszy                  –          dobrze rokuje, tu: sądzi, że chora wyzdrowieje

w. 43 w takiej cieśni               –          w ciasnym, tj. trudnym położeniu

 

 

 

 

Radosław Kobierski (ur. 1971)

Vanitas II

 

Chrobot kołatków w niegdysiejszym drewnie.

Pilnie kruszą materię, sypie się pył,

Żółta mąka czasu. I wykwity rdzy,

 

Kiełki przyszłego złomu, a jeszcze lśnią

Wiadra, klucze, dłuta, ich wysoki ton

Brzmi wesoło, znajomo (tak jak młodość).

 

Pieśń nowego czajnika, który gwiżdże

Na przemijanie a obok elegia

Ścierki do podłóg (niegdyś modnej koszuli

 

Ze stójką). Wilgoć kruszy zaprawę,

Rozsiewa się po boazerii, meblach

Pismem czytelnym jedynie dla umarłych.

 

Już zaczął się zwycięski pochód ziół

W rynnach, z komina wystrzeliła brzoza.

Szeleści, jakby nawoływała

 

Inne drzewa z odległych krain.

Buk, wierzba, leszczyna niedługo tu będą.

I wezmą w wieczyste posiadanie

 

Każdy przedmiot, imię wykołysane

W nietakt zegara ściennego z kukułką

(Jedyną formą radosną w zegarze).

 

                                                           (z tomu Lacrimosa, 2008)

 

 

Czesław Miłosz (1911-2004)

Obłoki

 

Obłoki, straszne moje obłoki,

Jak bije serce, jaki żal i smutek ziemi,

chmury, obłoki białe i milczące,

patrzę na was o świcie oczami łez pełnemi

i wiem, że we mnie pycha, pożądanie

i okrucieństwo, i ziarno pogardy

dla snu martwego splatają posłanie,

a kłamstwa mego najpiękniejsze farby

zakryły prawdę. Wtedy spuszczam oczy

i czuję wicher, co przez mnie wieje

palący, suchy. O, jakże wy straszne

jesteście, stróże świata, obłoki! Niech zasnę,

niech litościwa ogarnie mnie noc.

                                                                       Wilno, 1935

                                                           (z tomu Trzy zimy, 1936)

 

 

 

Wisława Szymborska (1923-2012)

Chmury

 

Z opisywaniem chmur

musiałabym się bardzo śpieszyć –

już po ułamku chwili

przestają być te, zaczynają być inne.

 

Ich właściwością jest

nie powtarzać się nigdy

w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.

 

Nie obciążone pamięcią o niczym,

unoszą się bez trudu nad faktami.

 

Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek –

natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.

 

W porównaniu z chmurami

życie wydaje się ugruntowane,

omalże trwałe i prawie że wieczne.

 

Przy chmurach

nawet kamień wygląda jak brat,

na którym można polegać,

a one, cóż, dalekie i płoche kuzynki.

 

Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą,

a potem po kolei każde z nich umiera,

im, chmurom nic do tego

wszystkiego

bardzo dziwnego.

 

Nad całym Twoim życiem

i moim, jeszcze nie całym,

paradują w przepychu, jak paradowały.

 

Nie mają obowiązku razem z nami ginąć.

Nie muszą być widziane, żeby płynąć.

                                                                       (z tomu Chwila, 2002)

 

 

 

Jan Kott (1914-2001)

U Mickiewicza

 

W ewokacji zapomnianego, wydartego, wypalonego przez historię – tak jak w wywoływaniu zapomnianego we własnej i jedynej osobistej historii – czasy i wydarzenia nakładają się na siebie i mają swoją własną ciągłość, własną opaczną chronologię i powinowactwa.

            Jakiś major, czy pułkownik z niemieckiej armii z ofensywy w roku 1915 ogląda przez polową lornetkę ruiny pałacu w Tuhanowiczach, a za jego plecami nagle staje pan Mickiewicz, a na ganku wypalonego pałacu w białej sukni z różową szarfą stoi Maryla. Nie, Wereszczakówna nie stała na ganku, kiedy po raz pierwszy Mickiewicz zajechał razem z Odyńcem do Tuhanowicz. To właśnie Odyniec zapisał tę relację: „Na poręczach dwóch krzeseł ustawionych w pośrodku leżała deska do prasowania, na niej stos kołnierzyków i chusteczek damskich i prasująca się właśnie szeroka różowa szarfa; wyprasowana zaś już i wyświeżona na niedzielę biała sukienka wisiała u drzwi na zawiasie. W pokoiku nie było nikogo…”.

            Zadziwiające są tajemnice pamięci, nie wiem, czy osobistej, czy najgłębiej poetyckiej. Biała sukienka Maryli „na zawiasie” u drzwi powraca jak zatrzymana na kliszy fotograficznej w białej sukience Zosi „na krzesła poręczu”.

 

                                   … nieporządek miły!

                                   Niestare były rączki, co je tak rzuciły.

                                   Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta

                                   Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta.

 

            A więc zawsze Wereszczakówna, nawet po latach w Zosi z Pana Tadeusza:

 

                                   Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,

                                   Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił

                                   I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,

                                   Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;

                                   Podróżny zląkł się, spojrzał, lecz już jej nie było.

                                   Wyszedł zmieszany i czuł, że serce mu biło

                                   Głośno…

 

            Miejsca, twarze, gesty, stroje, czasem nawet imbryk, w którym dla Mickiewicza parzyła kawę pani doktorowa Kowalska, są na krótką chwilę zatrzymane i zastygłe, jak gdyby odebrane swojemu czasowi i przeniesione w inne czasy, w których jest i nasz własny, kiedy uczestniczymy w tym obrzędzie przywoływania umarłych.

            W tych obrazach unieruchomionych albo poruszających się nagle w zwolnionym tempie jest może nawet czasem więcej z Felliniego niż z Prousta. Myślę o biało-czarnych sekwencjach przywołanych z dziecięcej pamięci w niezapomnianym Amarcordzie Felliniego. Wrażliwość Rymkiewicza ma w sobie coś z nagłej i nieoczekiwanej odkrywczości kamery filmowej. „Jadwiga Truhanowska wchodzi naga w klatkę aparatu rentgenowskiego w sanatorium w Meranie…”. I któż będzie się spierał, że był rok 1881, a więc niemal piętnaście lat przed wynalazkiem rentgenowskiej lampy. Czarodziejska góra także powraca na chwilę w tym „żmucie”. I jeszcze „życzka”, wełniana tasiemka do sznurowania gorsetów albo używana jako podwiązka. Ta pąsowa życzka trzykrotnie albo czterokrotnie powraca. Na samo zakończenie zawiązuje ją nad kolanem w białej pończosze Karolina. W osobistym „żmucie” Rymkiewicza pąsowa życzka pełni funkcję magdalenki Prousta. Gdzie się podziały dziewczęta z życzkami na podwiązki?

            Czasy są ze sobą zmieszane jak w Dantejskim Czyśćcu, bo nasi umarli, umarli miłości i umarli narodu („Czy gdzie naród upada, czy kochanek ginie…”), są w tym samym bezczasie zapomnienia. I dlatego w jakimś głębokim i ukrytym nurcie Żmut Rymkiewicza zbliża się, według mnie, do Umarłej klasy i Wielopola, Wielopola Kantora. Inne to strony i inne pokolenia w wypalonych ścianach nieistniejących domostw, ale tak samo powraca kraj umarłych i w tej diasporze Kantora także mieszają się czasy.

 

            Kamienny potok, sierpień 1987

 

                                                                      

Czesław Miłosz (1911-2004)

Ależ tak, pamiętam

 

Ależ tak, pamiętam podwórze w domu Romerów,

gdzie miała swoją siedzibę loża „Gorliwy Litwin”.

 

I w starości  stałem na moim uniwersyteckim dziedzińcu

pod arkadami, przed wejściem do kościoła Świętego Jana.

 

Co za dal, ale mógłbym słyszeć, jak furman strzela z bicza

i wjeżdżamy całą gromadą z Tuhanowicz przed ganek dworu

w Szczorsach Chreptowiczów.

 

Żeby czytać w największej bibliotece na Litwie księgi

ozdobione wizerunkiem człowieka kosmicznego.

 

Jeżeli pisząc o mnie pomylą stulecia,

sam potwierdzę, że byłem tam w 1820 roku,

pochylony nad L’aurore naissante Jakuba Böhme,

francuskie wydanie, 1802.

 

                                                           (z tomu Druga przestrzeń, 2002)